Mamy pieniądze, czyli jak mama uczy zarządzania finansami

Ostatnia aktualizacja 26 listopada 2021
Mamy pieniądze, czyli jak mama uczy zarządzania finansami

Mamy są pierwszymi nauczycielkami, od nich czerpiemy wiedzę na różne tematy. Zapytaliśmy je, w jaki sposób rozmawiają ze swoimi pociechami o pieniądzach, oszczędzaniu. Czytajcie i szukajcie inspiracji.

Magdalena, mama Tymka i Tosi

Od 5 urodzin naszego syna, postanowiliśmy wprowadzić regularne kieszonkowe. Raz w tygodniu syn dostaje 5 zł (tyle złotówek, ile ma lat). Na początku każda moneta lądowała w skarbonce. Od kilku wyjść do sklepu cześć monet znalazła się w portfelu. Zasada jest taka, że Tymek, swoje oszczędności, może wydać na co chce. Co do zasady zbiera na większe okazje lub swoje wymarzone zabawki. Zdarza mu się również wydać cześć swoich pieniążków na jakąś plastikową zabawkę, na której widok we mnie budzi się opór. Wychodzę jednak z założenia, że nawet jeżeli to cudeńko zepsuje się po pierwszym użyciu, będzie to dla niego wartościowa nauka zarządzania własnymi finansami. Nie oszukujmy się, mi też zdarza się wydać pieniążki na coś, co nie było warte zakupu. Ja też ciągle się uczę, uczymy się razem.

Joanna, mama trójki Gabrysi, Mirona i Niny

Nie przywiązuję większej wagi do pieniędzy. Mojej dzieci wiedzą, że pieniądze trzeba mieć.

Dorota, mama Jasia, Jerzyka, Jeremiego i Jagódki

Moje dzieci nie mają kieszonkowego. Dostają czasem pieniądze do szkoły, parę złotych (mówię, że nie muszą wydawać, mogą zbierać) i na wycieczki szkolne. Za jakiś czas pewnie wprowadzimy kieszonkowe, nie zrobiliśmy tego, bo boje się, że zaczyna kupować śmieciowe jedzenie. Starszy prawie 9 letni syn lepiej radzi sobie z zarządzaniem pieniędzy. Młodszy pierwszoklasista, świeżo upieczony 7 latek gorzej, bo wydaje na ten właśnie „syf”. I w domu, i w szkole mają zajęcia odnośnie pieniędzy. My często porównujemy wartość różnych rzeczy.

Mnie bardziej martwi szanowanie swoich rzeczy. Zwłaszcza ubrań. Mamy na to swoje zasady, jednak nie zawsze ich się trzymają. Tak samo gubienie butelek na wodę, kredek w piórniku. Staram się szukać sposobów i umów na radzenie sobie z tym. Np. zgubi butelkę wody, no to muszę wydać (zależy od sklepu) 1-2 zł, no to akurat porcja loda.

karta rabatowa

Kinga, mama córki

Dzieci jak najbardziej od najmłodszych lat, należy uczyć, że pieniądze nie mnożą się w bankomacie. Powinny znać wartość zakupów i próbować stwierdzić czy coś jest tanie, czy drogie. Moja córka ma kieszonkowe na słodycze, czy lody. Ma również skarbonkę i świadomość, że aby kupić coś droższego to trzeba czasem zbierać grosz do grosza przez kilka miesięcy czy nawet rok. Moim zdaniem najważniejsza przekazana jej zasada dotycząca kupowania to przemyślane zakupy, czyli nie kupowanie rzeczy „na chwilę” i niepotrzebnych, tylko dlatego, że inne dzieci to mają. Jeśli już taki zakup jest przemyślany, to nie kupujemy go w pierwszym sklepie, tylko porównujemy ceny, a przede wszystkim rodzaje i modele. Może być bowiem tak, że po zakupie okaże się, że upatrzymy coś, co bardziej się spodoba, a po decyzji nie będzie dało się tego zmienić.

Agnieszka, mama Szymka i Adasia

Jeśli chodzi o edukację ekonomiczną Szymona to finanse ma w małym paluszku i zawsze wie, na co potrzebne mu pieniądze. Ma swój portfelik do którego wkłada „stówki”- tak mówi. Ma też słoiczek, w którym zbiera sobie drobniaki, żeby Pani w sklepie wymieniła mu na stówki. Wie, że jeśli chce sobie kupić dużą i drogą rzecz to musi odkładać i oszczędzać – takim sposobem odłożył na połowę Xboksa i cyfrową grę komputerową. A no i zna wszystkich królów jacy widnieją na papierowych pieniądzach.

Ania, mama Adasia

Syn ma swoją skarbonkę. Kiedy ktoś do nas przychodzi, zagaduje, żeby mu coś dorzucili. W sklepie podczas zakupów spożywczych może tylko jedną rzecz wybrać. Ma dryg do interesów, bo jak ma za mało pieniążków na coś to potrafi zagadać i dostaje promocyjną cenę.

Marta, mama Tymka i Stasia

Chłopaki coraz więcej wiedzą o pieniądzach. Mają świadomość, żeby one były rodzice muszą pracować. Dzięki pieniądzom można miło spędzać czas, kupować zabawki, ale przede wszystkim są one potrzebne na co dzień, żeby kupić np. jedzenie czy zapłacić na różne rzeczy, które są konieczne w domu. Synowie mają świadomość, że niektóre rzeczy są drogie, inne tanie. Potrafią oceniać wartość. Staram się ich uczyć, że nie wszystko muszą mieć, że lepiej kupić jedną rzecz, a lepszej jakości niż 10, które zaraz się zniszczą. Dzieci powinny wiedzieć, iż na wszystko trzeba zapracować, a przedmioty nie pojawiają się w magiczny sposób w domu.

Ola, mama 4 dorosłych dzieci

Nie uczyłam ich zarządzania pieniędzmi. Miał, wydał, nie miał. Taka zasada panowała w domu. Teraz radzą sobie. Znają swoje słabe punkty i potrafią rozwiązywać problemy finansowe i zarządzać tym, czym dysponują. Najważniejsze jest to, co pokazujemy w domu oraz zależy od osobowości.

Maria, mama 5 dorosłych synów

W latach 80 i 90 nie było łatwo, bo nie mieliśmy zbyt wielkiego wyboru. Szyłyśmy same ubrania. Dzieci cieszyły się na pewno bardziej z zabawek, bo jednak nie miały aż takiego wyboru. Chłopcy uwielbiali lego i szanowali każdy taki prezent. Swoje pieniądze dostawali na wycieczki, ale kieszonkowego nie mieli. Jak byli więksi to zaczęli dorabiać i wydawali na dodatkowe atrakcja i widzi mi się. Chłopaki nie tak samo dysponowali i dysponują pieniędzmi. Jedni są raczej oszczędni, a drugich pieniądze się nie trzymają.

zbliż_się_do_200

Danuta, mama dwójki dorosłych dzieci

Kiedy córka i syn byli mali, mieli swoje skarbonki, gdzie zbierali drobniaki. Robili występy, na które sprzedawali bilety. Jak któreś dostawało 1 zł to kazali to rozdzielić na połowę i każdy wrzucał po 50 gr do skarbonki. 25 lat temu nie było tak wiele rzeczy, dzieci bardziej szanowały to, co miały. Chyba nauczyłam dzieci zarządzać pieniędzmi, bo dziś radzą sobie. Mają prace i wydaje się, że żyje im się dobrze.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie bedzie opublikowany. *wymagane pola są zaznaczone

Podobne artykuły