Od korporacji do własnego biura nieruchomości

Ostatnia aktualizacja 30 czerwca 2021
Od korporacji do własnego biura nieruchomości

Jedną z najtrudniejszych decyzji życiowych to te związane z pracą. Bywa często, że chcemy coś zmienić, jednak brak impulsu. Zapraszamy na kolejny wywiad, o tym jak przejść od korporacji, przez kwiaciarnię, po biuro nieruchomości. 

Poznajcie Monikę, która jutro podzieli się z nami wiedzą na temat rynku nieruchomości.

Monika Gawrońska z wykształcenia magister ekonomii, posiada licencję pośrednika w obrocie nieruchomościami. Na bieżąco szkoli się i uczy pogłębiając i poszerzając swoją wiedzę. Na co dzień stara się łączyć trzy najważniejsze w jej życiu obszary: bycie mamą, jak podkreśla dwóch ukochanych szkrabów, żoną męża z marzeń, ale również przedsiębiorcy, który od dwóch lat skrupulatnie rozwija swoje biuro nieruchomości. Kiedy ma więcej czasu, stara się angażować w akcje charytatywne

Wujeksknerus.pl: Jaka była Twoja ścieżka kariery?

Monika Gawrońska: Oj, burzliwa, jak na moje możliwości. Przez 8 lat pracowałam w korporacji w dziale finansów w grupie kapitałowej Enea. W drugiej połowie mojej „kariery” zaczęłam czuć, że coś jest nie tak: czułam się źle – miałam wewnętrzne uczucie zniewolenia, a kultura korporacyjna przestała mi odpowiadać. Czułam, że potrzebuję bardziej dynamicznej pracy, czegoś co będzie dawało mi więcej satysfakcji.

Marzyłam o zmianach i wewnętrznie czułam, że mogę, ale… bałam się zmian i rezygnacji z pracy w korporacji – chyba jak większość z nas. Szalę przeważyły dzieci – wówczas zastanowiłam się, jaki chcę dawać im przykład – czy chcę, żeby wychowywały się z mamą, która jest dumna ze swojej pracy, czy sfrustrowana? Czy chcę, żeby w przyszłości mieli odwagę realizować swoje marzenia, czy żeby blokował je strach? Odpowiedź była oczywista i dodała mi odwagi.

Rzuciłam korporację na rzecz budowania swoich marzeń. Nie było łatwo… Najpierw wizyta u doradcy zawodowego, który wskazał mi zawody, które mogłabym wykonywać. Wybrałam ubezpieczenia. Uparłam się, że będę pracować w PZU (determinacji nigdy mi nie brakowało, więc dostałam się do jednego z zespołów PZU w Poznaniu), ale okazało się, że jestem za słaba – w tej pracy potrzeba dużo „znieczulicy” na ludzkie nieszczęścia, a ja chciałam dawać ludziom radość!!!

Ponieważ moją pasją była florystyka – uznałam, że pójdę w tym kierunku – skończyłam szkołę florystyczną, przeszłam praktyki w pobliskiej kwiaciarni, a później u mistrzyni florystyki, jeżdżąc codziennie (za darmo) z Poznania do Borówca – chciałam uczyć się od najlepszych. Po czym, otworzyłam swoją pracownię florystyczną. Idea była fajna, ale zapomniałam, że sama idea się nie sprzeda, a koszty w takiej branży są jednak ogromne i nie do przewidzenia. Szukając miejsc zbytu na moje usługi, trafiłam do nieruchomości. Pomyślałam wówczas, że oferty które właściciele i pośrednicy wystawiają na portalach są odpychające i oczywiście potrzeba im kwiatów. A ponieważ w międzyczasie, chcieliśmy z mężem kupić dom i zostaliśmy oszukani przez pośrednika (przez co, straciliśmy kilka tysięcy złotych), tym bardziej ciekawiła mnie ta branża.

Zaczęłam jako agent, łatwo nie było – musiałam się dużo nauczyć, ale nie poddałam się i w końcu zaczęłam osiągać fajne efekty. Ponieważ zawsze marzyłam o własnej firmie – naturalnym dla mnie było, otworzenie swojego biura nieruchomości. I tak… powstała Galeria Nieruchomości, która świetnie prosperuje i każdego miesiąca się rozwija.

WS: Co zazwyczaj było motorem napędowym do zmian?

MG: Dzieci, emocje i wewnętrzne predyspozycje – zawsze czułam, że chcę prowadzić swoją firmę w branży, którą pokocham. Nie zawsze wiedziałam to świadomie – dojście do tego wymagało czasu, ale wewnątrz czułam to bardzo mocno.

WS: Dzieci wywracają świat do góry nogami. Co ciekawe Twój mąż skorzystał z możliwości pozostania z Waszymi dziećmi, a Ty wróciłaś do pracy. Czy uważasz, że powinno być to ustawowo zagwarantowane?

MG: Faktycznie, mój mąż zdecydował się zostać w domu z naszymi dzieciaczkami na urlopie rodzicielskim. Nasze dzieci przyszły na świat (zgodnie z planem), w krótkim odstępie czasu. Ciąże łatwe nie były, więc spędziłam w domu na L4 i na urlopie macierzyńskim sporo czasu. Kiedy razem z Matkami I Kwartału wywalczyłyśmy urlop rodzicielski, oddałam ten czas mojemu mężowi. Jednak, my oboje tego chcieliśmy – mam cudownego męża, który jednocześnie jest tatusiem na pełen etat. Czas z dziećmi jest dla niego tak samo ważny jak dla mnie, więc cieszę się, że mieli go dla siebie więcej. Natomiast nie uważam za dobre, zmuszanie do tego ustawowo każdego tatę – polecamy taki podział i ja i mój mąż, ale szanujemy to, że każdy jest inny i może mieć inne potrzeby.

WS: Jesteś przedsiębiorcą. Gdybyś miała powiedzieć o plusach i minusach własnej działalności.

MG: Zdecydowanym plusem jest to, że mogę realizować swoje pomysły. Nie muszę nikomu się tłumaczyć, jeśli chcę iść o 11:00 we wtorek do przedszkola czytać bajki w ramach akcji „Cała Polska czyta dzieciom”. Niewątpliwym plusem jest też satysfakcja, gdy moje pomysły stają się rzeczywistością i okazuje się, że były świetne. Większa niż na etacie swoboda w doborze godzin pracy i kontrola nad tym co się dzieje. Robienie tego, co sprawia mi przyjemność.

Minusem jest to, że czasem masz ochotę odpocząć, a nie możesz, bo złożyłaś obietnicę klientom lub współpracownikom. Poczucie odpowiedzialności za ludzi, którzy z Tobą współpracują, bo Ci zaufali. Odpowiedzialność za finanse i to, aby budżet się spinał. Trudne jest także odpowiadanie za najtrudniejsze tematy – gdy jesteś szefem, nie możesz trudnych spraw oddelegować wyżej, musisz się z nimi zmierzyć. Do Twoich obowiązków należy też dbanie o to, aby firma działała zgodnie z prawem. Trzeba też pamiętać, że niekiedy praca we własnej firmie, jest dłuższa i trudniejsza niż na etacie.

WS: Pracujecie w jednym miejscu z mężem. Czy da się to pogodzić i rozwijać biznes?

MG: Spełnienie moich marzeń!!! Do kogo można mieć większe zaufanie, jak nie do swojego męża? Gdyby nie mój mąż i jego ogromne wsparcie, to pewnie byłabym teraz kilka miesięcy do tyłu. Łączenie pracy i rodziny jest dla nas łatwiejsze – niż dla rodzin, w których oboje rodzice pracują na etacie lub jedno prowadzi firmę, a drugie pracuje u kogoś.

Spędzamy ze sobą naprawdę dużo czasu i jest to dla nas bardzo ważne. Znam rodziny, w których małżonkowie mijają się w drzwiach lub nie widują długie tygodnie, a my mamy siebie przez większość czasu. Oczywiście miewamy sprzeczki – to normalne, czasami nie zgadzamy się ze sobą, musimy się pilnować, aby nie rozmawiać ciągle o pracy, ale jednocześnie bardzo się wspieramy i traktujemy to, jak wspólną przygodę.

Mój Robert podnosi mnie na duchu, gdy mam spadek formy, i co ważne rozumie wszystko co robię i utożsamia się z tym, a to sprawia, że łatwiej nam ze sobą żyć. Jest jednak jeden minus – jeśli cała rodzina utrzymuje się głównie z jednego biznesu, jest to dosyć niebezpieczna sytuacja finansowa. Gdy idzie dobrze jest OK, ale jeśli będą gorsze miesiące – to cała rodzina nie ma dopływu środków finansowych niezbędnych do życia. Dlatego decydując się na taki krok, trzeba mieć opracowane koło ratunkowe, lub dochód pasywny.

WS: Gratuluję stworzenia zgodnej drużyny. A jak to wygląda w Twoim przypadku pogodzenie macierzyństwa z pracą? Kiedy było najtrudniej i czy jest choć trochę lżej teraz, kiedy jednak dzieci są starsze?

MG: Tak naprawdę to najtrudniej było wtedy, gdy i ja i Robert pracowaliśmy na etatach w korporacji– wówczas zamienialiśmy się dziećmi w drodze – ja z pracy, Robert do pracy. Gdy karmiłam i pracowałam 7 godzin, spotykałam się z wyrzutami ze strony przełożonych w korporacji. Gdy jakieś moje spotkanie, zebranie czy zadanie w pracy przedłużyło się i wyszłam z pracy choćby kilka minut później niż powinnam, a Robert nie mógł spóźnić się do pracy, to oboje strasznie się denerwowaliśmy i kłóciliśmy – nie z naszej woli.

Od kiedy prowadzimy wspólnie Galerię, tamte wydarzenia to przeszłość. Owszem pojawiły się nowe wyzwania, ale lepiej sobie z nimi radzimy. Najtrudniejsze z wyzwań jest na obszarze emocjonalnym – jest nim poczucie odpowiedzialności za dzieci w kontekście finansowym, żeby niczego im nie zabrakło w czasie, kiedy rodzice rozwijają firmę.

Trudna jest również sytuacja, w której któreś z nas musi pracować po południu lub wieczorem, zamiast spędzać czas z dziećmi. Pamiętam taki okres – całkiem niedawno, pracowałam bardzo dużo – właściwie od rana do wieczora (ale tak to jest, gdy chce się rozwijać firmę). Traktowałam to jak cenę, którą muszę zapłacić, aby później było lepiej – natomiast moje dzieci tego nie rozumiały. Kiedy wychodziłam z domu na spotkania, czy prezentacje nieruchomości płakały, ciągnęły za ubrania i blokowały wyjście z domu – to było bardzo trudne, ale też zmotywowało mnie do zmian – teraz pracuję, gdy dzieci są w przedszkolu, lub gdy idą spać – popołudnia w większości mamy dla siebie..

WS: Czego się bałaś przed pójściem na swoje?

MG: Tego, że moja firma nie będzie zarabiać i zamiast przynosić nam radość i utrzymanie, będzie dla nas ciężarem generującym długi. A także tego, że poczuję smak wolności, a w razie porażki będę musiała wrócić na etat.

WS: Co sądzisz o przepisach i biurokracji w Polsce? Jakie są największe trudności, z jakimi przedsiębiorca musi się zmierzyć? A może ich nie ma?

MG: Mnie dużo ułatwia wiedza i doświadczenie w pracy w finansach i księgowości. Natomiast nawet mając ten zasób, w pewnych obszarach czuję się niekomfortowo. Zakładam więc, że osoby, które w ogóle nie miały z tym do czynienia, mają jeszcze gorzej niż ja.

Przyznać trzeba, że skomplikowane przepisy, konieczność zabezpieczania się na każdym kroku to dużo kosztownej pracy, za którą nie mamy zapłacone – wręcz przeciwnie, to my musimy dopłacać do niej w formie podatków. Niestety biurokracja nie działa na naszą korzyść. Jednak, jedną z wartości naszego Zespołu jest działanie zawsze zgodnie z prawem, dlatego zagryzam zęby i dbam o to, aby nasze działania były zgodne z przepisami.

WS: Przejdźmy do Twojej obecnej profesji. Od jak dawna zajmujesz się nieruchomościami?

MG: Swoje biuro prowadzę od 2 lat, wcześniej pracowałam jako agent w innym biurze, a jeszcze wcześniej interesowałam się tą branżą z pozycji klienta poszukującego nieruchomości oraz z pozycji osoby, która swoją pracą chciała wzmocnić marketing biur nieruchomości. W międzyczasie, zrobiłam też licencję pośrednika nieruchomości.

WS: Co skłoniło Cię do rozpoczęcia działań akurat w tej branży?

MG: Kwiaty i fatalne, wręcz obrzydliwe oferty biur nieruchomości, przykre doświadczenia jako osoby chcącej kupić nieruchomość, a także fakt, że zawód ten był zapisany na liście zawodów do których mam predyspozycje, a które badał mi doradca zawodowy. Jednak, głównie chęć budowania lepszych standardów pośrednictwa. 

WS: Czy według Ciebie da się powiedzieć, jakie oferty są najbardziej popularne?

MG: Jeśli mówimy o klientach kupujących, to kawalerki i mieszkania dwupokojowe, choć też nie zawsze. Ale jeśli są w dobrej lokalizacji i w cenie rynkowej, to ich szanse na zakup zdecydowanie rosną. Dołączenie do tego profesjonalnie przygotowanej oferty i marketing, to przepis na 100% sukces.

Jeśli mówimy o ofertach wystawianych na sprzedaż, to bywa różnie, aczkolwiek z mojego doświadczenia wynika, że mieszkania dwupokojowe podlegają najczęstszym zmianom właściciela.

WS: Dominują mieszkania/domy z rynku wtórnego czy developerskie?

MS: To zależy od lokalizacji, w której chcemy kupić nieruchomość i od tego, czy rozpatrujemy pytanie globalnie, czy lokalnie. W każdym rejonie Polski jest inaczej. Jednak, co nie budzi wątpliwości – deweloperzy starają się opanować Polskę.

Jeśli chcielibyście się dowiedzieć, na co kupujący i sprzedający nieruchomość powinien zwrócić uwagę, w czym pomoże Wam agent nieruchomości to zaglądajcie tutaj – KLIK. Na te i inne pytania będą czekały nas Was odpowiedzi. >

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie bedzie opublikowany. *wymagane pola są zaznaczone

Podobne artykuły